Zaproszenie do modlitwy
Strona 1 z 10
1. Pragnienie
Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza (Ps 63/62/,2). Pierwszym krokiem ku modlitwie jest jej pragnienie. Pragnienie niewyraźne, nieokreślone, które nie wie jeszcze, co może je zaspokoić, a odczuwa jedynie brak czegoś; odczucie jakiegoś życia wewnętrznego, marności egzystencji powierzchownej, daremności życia zbyt intensywnego i przeładowanego. A jednak przeczucie, że to życie nie jest bezcelowe. Stworzyłeś nas dla siebie, Panie, i serce nasze nie zazna spoczynku poty, póki nie spocznie w Tobie (św. Augustyn, „Wyznania” I, 1). Pragnienie wątłe jak nić pajęcza, słabe jak knot, który jeszcze dymi. Lub potężne jak krzyk, jak fala zalewająca całą plażę twego życia. Nieważne, czy pragnienie modlitwy jest w tobie – ty już się modlisz. A raczej, to Duch Święty modli się w tobie.
Albowiem my sami nie umiemy się modlić. O, gdybyś znała dar Boży - mówi Jezus do Samarytanki (J 4,10). My go nie znamy, ale Duch zna. I wstawia się za nami wzdychając ku Bogu z samej głębi naszej istoty (zob. Rz 8,23). Jeśli pragniesz Boga, znaczy to, że Duch Święty pragnie w tobie. Od chwili twego chrztu mieszka On w tobie niczym podmuch, który tylko czeka, byś rozwinął żagle, niczym ogień pragnący rozpłomienić krzew twego życia. Może poczułeś już Jego muśnięcie? Albo żar płomienia? A może drzemie to jeszcze, zapomniane - na dnie twego serca zatłoczonego bożyszczami - czekając na wyzwolenie?
W gruncie rzeczy modlitwa nie jest niczym innym jak tym, co ma uwrażliwić nas na tchnienie Ducha, który został nam dany, przysposobić nas do Jego życia i przygotować na Jego działanie. Aż do chwili, kiedy Jego obecność przeniknie z wolna głębokie strefy naszej istoty i - jak nowy zaczyn - zacznie podnosić całe ciasto. Do chwili, kiedy nasze zdolności bardziej świadome - pamięć, inteligencja, wola, wrażliwość, a w końcu także nasze ciało -przejdą od smutku ku radości, od zniechęcenia do nadziei, od oschłości do miłości i wszystkie podporządkują się służbie i chwaleniu naszego Stworzyciela i Pana.
Jak to osiągnąć? Wyjść na spotkanie owego pragnienia. Niewykluczone, że pewnego dnia objawi ci się ono jako martwe i pogrzebane na zawsze. A potem wytryśnie na nowo, jak te rzeki podziemne, które uważa się za stracone, a one przeobrażają powierzchnię. Trzeba cierpliwie, aż do źródła, iść śladem. Poprzez przypływy i odpływy pragnienia. Bóg nie opróżniałby nas, gdyby nie chciał napełnić. Nie pozwolić zatrzymać się nad stojącymi i błotnistymi wodami. Możemy chcieć ugasić swe pragnienie z cystern popękanych i podziurawionych naszymi własnymi rękoma (zob. Jr 2,13), wtedy przybierze ono inną formę: zawodu, znużenia, niepokoju. Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? (Ps 4,3). Nasze ludzkie upodobania - najszlachetniejsze i najświętsze -same domagają się jakiejś siły i jakiegoś ziszczenia, które nas przerastają: Wielu powiada: Któż nam ukaże szczęście? Wznieś ponad nami, o Panie, światłość twojego oblicza (Ps 4,7).
By iść ku Bogu, nie zda się na nic siła, zręczność, czyste sumienie, ale ogromnie przyda się bycie biednym, chromym, nieposiadanie zapasów. Lub, mówiąc ściślej, poznanie Go i wołanie ku Niemu. Uczynić serce pokornym - to jedyna trudność modlitwy. Dzieci wkraczają do raju zwyczajnie. Natomiast dorośli muszą dokonać na sobie gwałtu. Osobie dorosłej trudno jest przyznać się, że jej wnętrze i źródło nie do niej należą.
Te metody mogą dopomóc w dojściu do źródła. Mogą również zawadzać. Jezus nie zaleca metod, On budzi serce. Nie narzuca warunków wstępnych, lecz ponagla. Królestwo stoi przed wami otworem, kierujcie się ku niemu. Jedyny warunek to pragnąć go.
A może wcale go nie pragniemy? Jednak zaczęliśmy już kartkować te stronice. Posłuchajmy świętego Grzegorza: Dobra materialne wydają się najcenniejsze, gdy się ich nie ma; dobra duchowe przeciwnie, dopóki się ich nie zakosztuje, wydają się nierzeczywiste. Lecz radości materialne, kiedy się już ich doświadczy, z wolna przestają smakować, podczas gdy duchowe, raz posmakowane, okazują się nie do wyczerpania. Trzeba jedynie ich spróbować - ot, i wszystko. Od dziś więc zaczynam... lub - powracam do zaczynania! Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże! (Ps 42/41/, 2).
Albowiem my sami nie umiemy się modlić. O, gdybyś znała dar Boży - mówi Jezus do Samarytanki (J 4,10). My go nie znamy, ale Duch zna. I wstawia się za nami wzdychając ku Bogu z samej głębi naszej istoty (zob. Rz 8,23). Jeśli pragniesz Boga, znaczy to, że Duch Święty pragnie w tobie. Od chwili twego chrztu mieszka On w tobie niczym podmuch, który tylko czeka, byś rozwinął żagle, niczym ogień pragnący rozpłomienić krzew twego życia. Może poczułeś już Jego muśnięcie? Albo żar płomienia? A może drzemie to jeszcze, zapomniane - na dnie twego serca zatłoczonego bożyszczami - czekając na wyzwolenie?
W gruncie rzeczy modlitwa nie jest niczym innym jak tym, co ma uwrażliwić nas na tchnienie Ducha, który został nam dany, przysposobić nas do Jego życia i przygotować na Jego działanie. Aż do chwili, kiedy Jego obecność przeniknie z wolna głębokie strefy naszej istoty i - jak nowy zaczyn - zacznie podnosić całe ciasto. Do chwili, kiedy nasze zdolności bardziej świadome - pamięć, inteligencja, wola, wrażliwość, a w końcu także nasze ciało -przejdą od smutku ku radości, od zniechęcenia do nadziei, od oschłości do miłości i wszystkie podporządkują się służbie i chwaleniu naszego Stworzyciela i Pana.
Jak to osiągnąć? Wyjść na spotkanie owego pragnienia. Niewykluczone, że pewnego dnia objawi ci się ono jako martwe i pogrzebane na zawsze. A potem wytryśnie na nowo, jak te rzeki podziemne, które uważa się za stracone, a one przeobrażają powierzchnię. Trzeba cierpliwie, aż do źródła, iść śladem. Poprzez przypływy i odpływy pragnienia. Bóg nie opróżniałby nas, gdyby nie chciał napełnić. Nie pozwolić zatrzymać się nad stojącymi i błotnistymi wodami. Możemy chcieć ugasić swe pragnienie z cystern popękanych i podziurawionych naszymi własnymi rękoma (zob. Jr 2,13), wtedy przybierze ono inną formę: zawodu, znużenia, niepokoju. Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? (Ps 4,3). Nasze ludzkie upodobania - najszlachetniejsze i najświętsze -same domagają się jakiejś siły i jakiegoś ziszczenia, które nas przerastają: Wielu powiada: Któż nam ukaże szczęście? Wznieś ponad nami, o Panie, światłość twojego oblicza (Ps 4,7).
By iść ku Bogu, nie zda się na nic siła, zręczność, czyste sumienie, ale ogromnie przyda się bycie biednym, chromym, nieposiadanie zapasów. Lub, mówiąc ściślej, poznanie Go i wołanie ku Niemu. Uczynić serce pokornym - to jedyna trudność modlitwy. Dzieci wkraczają do raju zwyczajnie. Natomiast dorośli muszą dokonać na sobie gwałtu. Osobie dorosłej trudno jest przyznać się, że jej wnętrze i źródło nie do niej należą.
Te metody mogą dopomóc w dojściu do źródła. Mogą również zawadzać. Jezus nie zaleca metod, On budzi serce. Nie narzuca warunków wstępnych, lecz ponagla. Królestwo stoi przed wami otworem, kierujcie się ku niemu. Jedyny warunek to pragnąć go.
A może wcale go nie pragniemy? Jednak zaczęliśmy już kartkować te stronice. Posłuchajmy świętego Grzegorza: Dobra materialne wydają się najcenniejsze, gdy się ich nie ma; dobra duchowe przeciwnie, dopóki się ich nie zakosztuje, wydają się nierzeczywiste. Lecz radości materialne, kiedy się już ich doświadczy, z wolna przestają smakować, podczas gdy duchowe, raz posmakowane, okazują się nie do wyczerpania. Trzeba jedynie ich spróbować - ot, i wszystko. Od dziś więc zaczynam... lub - powracam do zaczynania! Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże! (Ps 42/41/, 2).
2.Miejsce
Strona