Ojciec niebieski wyrzekł tylko jedno Słowo, jest nim Jego Syn. Wyrzekł je na wieki w nieskończonej ciszy. W ciszy duszy można je usłyszeć - napisał święty Jan od Krzyża. Cisza modlitwy nie jest skupieniem się na sobie, ale skupieniem uwagi na Słowie Żyjącego. Człowiek, według Biblii, to istota, do której Bóg kieruje Słowo. Biblia uważa, że człowiek, aby egzystować, powinien potrafić rozumieć owo Słowo, być zdolnym do przyjęcia Go, nadać swemu życiu formę odpowiedzi. Człowiek biblijny jest istotą stworzoną do prowadzenia dialogu ze swym Stwórcą. Bieg świata i wydarzeń - naświetlany przez czytane w Kościele Pismo - jest ciałem, namacalnym wyrażeniem tego jedynego Słowa Boga. Słowa tworzącego, które wzywa, byśmy wyszli poza siebie i nawiązali, jako jeden solidarny naród, związek przymierza
z Panem. Do czasu, kiedy człowiek - każdy człowiek i wszyscy ludzie - będzie mógł powiedzieć za Jezusem Chrystusem: Abba, Ojcze. W języku dnia dzisiejszego powiedziałoby się, że człowiek w swej najgłębszej rzeczywistości jest „uformowany” przez ten dialog, że słuchanie i odpowiadanie stanowią warunki jego istnienia. Poza tym, człowiek jest jak polny kwiat, jest tylko istotą cielesną, przemija, natomiast Słowo Boga trwa wieczyście. A więc, przystać na ten dialog, to wejść do życia, które nie mija. Oto dlaczego Jezus zaprasza nas do „zamieszkania”, w Jego Słowie. Obecnie, bardziej niż kiedykolwiek, potrzeba nam ciszy nie tylko, by w Nim zamieszkać, lecz przede 'wszystkim, by Je usłyszeć. Ciszy duszy, ciszy ducha. Pod sprzężonym oddziaływaniem nauk i techniki nasza zachodnia kultura do tego stopnia uprzywilejowała racjonalny wymiar zdolności i wiedzy, że nasza inteligencja rozumująca stała się raczej przeszkodą niż pomocą w modlitwie. Rozum - który według Kartezjusza powinien uczynić z nas mistrzów i władców natury - rości już sobie pretensje do wszystkiego... nawet do samego Boga. Wiązka jego światła niczego nie uznaje, czego nie obejmuje - poza wyczynami swoich pomysłów - do czego nie dociera skalpelem swoich analiz. Pragnie wszystko wyjaśnić, wyrozumować, wykryć, odmitologizować. I owe małe przedrostki: „wy” i „od” - które rozum wciska wszędzie - wślizgują się nawet do naszej modlitwy. W XVIII w. filozof Kant napisał znaczące dzieło: „Die Religion innerhalb der Grenzen der blossen Vernunft” i idąc tym tropem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, objęliśmy tymi samymi ramami naszą działalność duchową.
Koniec ze spontanicznością wiary - taką, jaką Ewangelia przedstawia nam na wszystkich swych stronach - koniec z zaufaniem i oddaniem! Skrucha, uwielbienie i wychwalanie wzbudzają wątpliwości! Przepędzone zostają błagania i najprostsze pytanie! Podejrzliwy rozum czyha bezlitośnie na wszelkie objawy naszej działalności duchowej, by je rozpatrzyć, zsumować, postawić pod znakiem zapytania. I nasze duchowe ,ja” - zmęczone, stłamszone - cofa się do „ukrycia”.
Jakże w tych warunkach serce może w nas zapałać, gdy Pan wyjaśnia nam, w drodze, Pisma? Ostatnie odniesienia naszych osądów, zapożyczone od dominujących ideologii, przyczyniły się do ograniczenia poznania wiary.
Oto, dlaczego sposób modlenia się według „trzech władz”, ongiś tak płodny, a polegający na rozważaniu jakiejś prawdy wiary za pomocą PAMIĘCI, pojmowania jej za pomocą ROZUMU i wreszcie kochania jej poprzez PRAGNIENIE - dla coraz większej liczby chrześcijan już dzisiaj nie „funkcjonuje”. Albowiem rozum, którego naturą jest pośredniczenie między pamięcią a sercem, podąża w przeciwnym kierunku. Zatruty przez kulturę o symbolach potrzaskanych i słowach usidlonych, zredukowany do rozsądku - zagarnia władzę nad wyobrażeniami wiary, ogołaca je z ich potęgi intuicyjnej i ogranicza do instrumentów wiedzy. Już święty Ignacy zwięźle streszczał tradycję przodków, pisząc: To nie wielością wiedzy syci się i zadowala duszę, lecz zakosztowaniem rzeczy wewnętrznych.
Paul Claudel (w książce „Positions et propositions”) znakomicie opisał owe „waśnie małżeńskie” pomiędzy Animusem i Animą - rozumem i duszą - wiedzą i uczuciem: Szybko skończył się miesiąc miodowy, podczas którego Anima miała prawo mówić, ile chciała, a Animus słuchał z zachwytem. Ale nie pozwolił na długo ograniczyć się do tej podrzędnej roli i wkrótce objawił swą prawdziwą naturę, próżną, pedantyczną i tyrańską.
Anima była nieukiem i głuptasem, nigdy nie chodziła do szkoły, podczas gdy Animus widział tyk rzeczy, przeczytał tyle książek!... Wszyscy ich przyjaciele mówili, że lepiej od niego mówić już nie można... Animie nie wolno było teraz otwierać ust...
Martin Buber, człowiek wierzący i filozof żydowski, napisał, że współczesny świat został wynaturzony przez naukę i technikę w tytaniczne laboratorium do sterylizacji Słowa. Słowo już do nas nie przemawia. Nie ma już przystępu do wnętrza człowieka. Gdy Pismo Święte jest ograniczane przez rozum jedynie do przedmiotu studiów - Słowo milknie. Gdy każdy może poddawać naukę Kościoła osądowi, gdy przechodzi ona przez sita analizy psychologicznej czy społecznej - Słowo milknie. Gdy wydarzenia, zwykły bieg rzeczy nie są przyjmowane jako „znak czasu”, ale odczytywane po prostu jako okazja do naszych poczynań lub zagrożenie dla naszych interesów - Słowo milknie! Nie znaczy to, że Bóg już nie mówi: morze i gwiazdy śpiewają Jego chwałę, a wołania uciśnionych docierają do Niego. Ale jeśli morze, gwiazdy i uciśnieni są już tylko „przedmiotem” naszych zamierzeń, systemów i usiłowań, to Słowo zostaje „ograniczone” do mowy świata, do błysków fleszy, do rozmów uprzejmych ludzi. „To” mówi, „to” gawędzi... Już nie Bóg mówi, ale jakiś język wygładzony i tysiąc razy przesiany, który usypia świadomość: dziennikarze zastępują proroków, informacje rugują Słowo. By wróciło, trzeba przystanąć i skupić uwagę: wtedy zdajemy sobie nagle sprawę, że ktoś mówi, Ktoś mówi do nas! By usłyszeć to Słowo, które Bóg w ciszy wieczystej mówi do nas i ogłasza jako nić w wątku naszej historii - trzeba odnaleźć ciszę ducha i pokój serca.