Oto stara chrześcijańska metoda medytacji we współczesnej formie; metoda, której abba Izaak nauczył Jana Kasjana, a której cysterscy ojcowie duchowi (trapiści) nauczają dzisiaj:
1. Usiądź rozluźniony i wyciszony.
2. Pełen wiary i miłości postaw się w obecności Boga, który przebywa w głębi twojego bytu.
3. Wypowiedz w swoim wnętrzu miłosne słowo, pozwól mu stać się delikatnie obecnym i wesprzeć twoje, przepełnione wiarą, miłosne trwanie w obecności Boga.
4. Za każdym razem, kiedy uświadomisz sobie coś innego, po prostu, z wielką delikatnością powróć do Pana, poprzez użycie swojego modlitewnego słowa.
5. Na końcu czasu przeznaczonego na modlitwę pozwól, aby słowa modlitwy „Ojcze nasz” (lub jakiejkolwiek innej) zabrzmiały same w twoim wnętrzu.
„Usiądź rozluźniony i wyciszony”
Nasi przyjaciele przywieźli ze Wschodu wspaniałe pozycje modlitewne, takie jak np. lotos i półlotos. Są to dobre sposoby siedzenia podczas medytacji. Jednak dla większości z nas najlepsze będzie prawdopodobnie po prostu siedzenie na krześle, które dobrze wspiera plecy. Ważne jest, abyśmy byli zrelaksowani (choć nie za bardzo, gdyż już w krótkim czasie moglibyśmy chrapać) i mieli wyprostowane plecy, tak aby ożywiające energie mogły łatwo przepływać. Dobrze jest zamknąć oczy, patrzenie bowiem kosztuje nas dość dużo energii psychicznej. Wraz z zamknięciem oczu zaczynamy się wyciszać.
Jezus powiedział do nas: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Modlitwa powinna być pokrzepieniem, tak fizycznym, jak duchowym i psychicznym.
„Pełen wiary i miłości postaw się w obecności Boga, który przebywa w głębi twojego bytu”
Wiemy, że Pan mieszka w naszym wnętrzu. Wiemy to poprzez wiarę, ponieważ On powiedział, że tak jest.
W miłości dajemy mu siebie, całą naszą uwagę, wszystko, czym jesteśmy, przez dwadzieścia minut naszej modlitwy. „Jestem cały Twój Panie, rób ze mną, co Ci się podoba”.
„Wypowiedz w swoim wnętrzu miłosne słowo, pozwól mu stać się delikatnie obecnym i wesprzeć twoje, przepełnione wiarą, miłosne trwanie w obecności Boga”
Wybieramy miłosne słowo, zwykle ulubione imię Pana: „Jezus”, „Pan”, „Przyjaciel”. (Miłosnym słowem Jezusa było prawdopodobnie „Abba”). Delikatnie wypowiadamy to słowo w swoim wnętrzu i pozwalamy, aby się cicho powtarzało. Żadnego wysiłku. Po prostu pozwalamy mu tam być – niech nam pomaga, abyśmy trwali przy Panu otwarci na Niego, pozwalając Mu być obecnym w taki sposób, w jaki chce.
„Za każdym razem, kiedy uświadomisz sobie coś innego, po prostu, z wielką delikatnością, powróć do Pana poprzez użycie swojego modlitewnego słowa”
W cichości przebywamy z Panem. Jest to wspaniałe i pełne pokoju. Nagle jednak zauważamy, że myślimy o tym, co mieliśmy ostatniego wieczoru na kolację, lub o czymś, co zapomnieliśmy zrobić, lub o naszych planach na nadchodzące lato, lub... lub... Nasz wewnętrzny komputer jest ciągle w ruchu. Także z zewnątrz dochodzą do nas różne dźwięki: słyszymy głosy z sąsiedniego pokoju, ktoś kosi trawę albo gra na pianinie gdzieś obok itd.
Za każdym razem, kiedy coś sobie uświadomimy, wracamy delikatnie do Pana za pomocą naszego miłosnego słowa. Czasami będziemy musieli używać tego słowa prawie bez przerwy. Wiele rzeczy dzieje się wewnątrz i na zewnątrz nas. Czasami nie będziemy potrzebowali tego słowa prawie wcale. Ale nie ma to żadnego znaczenia, jeśli tylko za każdym razem, gdy coś sobie uświadomimy, powrócimy delikatnie do Pana.
Tak czyniąc, pozwalamy tym rzeczom odejść od nas. To tak, jak gdyby Pan zadawał ci pytanie: „Czy kochasz mnie więcej niż tę rzecz?”. Za pomocą naszego słowa miłości odpowiadamy: „Tak”. Przez te dwadzieścia minut rezygnujemy z posiadania wszelkich innych rzeczy i dajemy Bogu tę przestrzeń w naszym życiu, aby mógł czynić z nim, czego tylko zapragnie. Najbardziej ze wszystkiego Bóg pragnie ukazać nam, jak bardzo nas kocha i że naprawdę jest z nami – zawsze, w każdej sytuacji.
Wraz z wyborem Pana wszystkie inne rzeczy odpływają, a razem z nimi odpływa także towarzyszący im stres i obciążenie. Po modlitwie będziemy w stanie zająć się tymi rzeczami, ale będą one już wtedy pozbawione swego zwykłego „towarzystwa”. W ten właśnie sposób Pan pokrzepia nas podczas tej modlitwy nie tylko fizycznie i duchowo, ale i psychicznie.
Tak więc cokolwiek by się pojawiło, pozwólmy temu wszystkiemu odejść od nas, odpłynąć, a sami, poprzez proste i delikatne użycie naszego słowa, wybierzmy Pana.
„Na końcu czasu przeznaczonego na modlitwę pozwól, aby słowa modlitwy Ojcze nasz (lub jakiejkolwiek innej) zabrzmiały same w twoim wnętrzu”
Wypowiedzenie na koniec modlitwy Ojcze nasz lub jakiekolwiek innej – znanej w Kościele i używanej przez innych przypomina nam, że nasze spotkanie z Bogiem na modlitwie głębi nie jest tylko naszym osobistym spotkaniem, ale włącza się w nurt modlitwy całego Kościoła. Ilekroć ktoś prosi Cię o modlitwę za siebie, w jego intencjach lub za innych to zawsze, gdy siadasz do modlitwy głębi te wszystkie osoby i sprawy są obecne przed Panem, choć ty o tym nie myślisz. To nie jest potrzebne. Wystarczy Twoja obecność, twoje trwanie przed Panem a więc zarazem to wszystko co zostało Ci powierzone przez innych. Nie musimy modlić się za innych dokładnie wymieniając ich intencje i ich imiona. Bóg wie wszystko. Właśnie ta modlitwa Ojcze nasz lub Zdrowaś Mario lub jakakolwiek inna używana powszechnie w Kościele na koniec twojego osobistego spotkania z Panem włącza wszystkie powierzone Ci intencje. Oczywiście módl się i polecaj to wszystko, co zostało Ci powierzone także w innych chwilach. Modlitwa głębi jest modlitwą w łączności z całą wspólnotą Kościoła i jest modlitwą za Kościół (ten akapit jest moim dopiskiem: D.Michalski SJ)
Tysiące ludzi modlą się regularnie w ten sposób dwa razy na dzień. Na podstawie swojego doświadczenia doszli do wniosku, że dobrze jest tak się modlić przez dwadzieścia minut. Czas ten jest wystarczająco długi na to, aby wszystkie stresy i napięcia, które nagromadziły się w nas od czasu ostatniej modlitwy, mogły odejść od nas i jednocześnie abyśmy dobrze odpoczęli w Panu. Jeśli tylko Pan tego zapragnie, może także dokonać w tym czasie jakiegoś głębszego uzdrowienia. Dlatego więc bardzo polecam poświęcić na tę modlitwę dwadzieścia minut.
Dwa razy na dzień. Celem medytacji nie jest po prostu doświadczenie dwudziestominutowego błogostanu. Naszym pragnieniem jest zmiana świadomości, o której mówiliśmy poprzednio: chcemy stać się w pełni świadomi swojej prawdziwej natury i żyć, opierając się na tej rzeczywistości. Chcemy wieść życie całkowicie zintegrowane, być pełni miłości do wszystkich i wszystkiego. Chcemy, aby sam Pan, w głębi naszego bytu, był naszą mocą. Ta zmiana dokona się znacznie szybciej, gdy będziemy przebywać w głębi naszego bytu nie tylko raz, ale dwa razy na dzień.
Tak więc: dwadzieścia minut dwa razy na dzień. Powróćmy do domu, aby mieszkać tam z Panem.