Skip to main content

Powrotna droga do domu - Wprowadzenie do modlitwy głębi, Basil Pennington OCSO. - Marnotrawny Ojciec

Strona 5 z 5: Marnotrawny Ojciec

Marnotrawny Ojciec

Kiedy Jezus przemawiał, zebrało się wokół Niego mnóstwo różnych ludzi. Z boku stały bardzo ważne osobistości – faryzeusze, którzy znali wszystkie odpowiedzi, pisarze, którzy znali Prawo, kapłani, którzy słynęli ze swej świątobliwości. Z poczuciem wyższości patrzyli na tę zbieraninę, która cisnęła się do Jezusa, aby słuchać Jego nauki – grzeszny tłum, który nie znał Prawa.

Jeszcze większy ból sprawiał Jezusowi fakt, że wielu spośród tych biednych ludzi bez cienia wątpliwości wierzyło, że rzeczywiście właśnie oni są grzesznikami. Zbyt dobrze znali swoje grzechy. Pragnęli usłyszeć słowa, które przyniosłyby im pokój.

Wtedy Jezus opowiedział im tę przypowieść.

Pewien bogaty człowiek miał dwóch synów. Starszy był bardzo prawym młodzieńcem. Wiernie spełniał swoje obowiązki, nawet wtedy, gdy sprawiało mu to ból. Wiedział o tym, że jako pierworodny jest spadkobiercą, i starannie troszczył się o swój przyszły spadek. Młodszy brat miał wiele innych zainteresowań. Chciał w całej pełni przeżyć swoje życie. Poprosił dobrego ojca o pieniądze, które mógłby otrzymać od niego. Chciał sam urządzić sobie życie. Biedny, głupi młodzieniec. Uganiał się za chwilowymi przyjemnościami. Fałszywe ja miało go całkowicie w swoim posiadaniu. Pozwolił innym, by zabawiali się jego kosztem, żyli za jego pieniądze. Koniec końców wszyscy uciekli, pozostawiając nieszczęśliwego nędzarza samemu sobie. Źle przygotowany do życia, mógł otrzymać tylko najbrudniejsze i najbardziej upokarzające zatrudnienie.

W końcu się ocknął. Gdzieś w głębi dobrze znał swoją prawdziwą godność syna dobrego ojca. Utracił wszelkie roszczenia do tej godności. Ale przynajmniej mógł zdać się całkowicie na miłosierdzie ojca – i otrzymać od niego lepszy los niż ten, który sam potrafił sobie zgotować.

Tak więc wyruszył w drogę powrotną do domu.

Miłość dobrego ojca nigdy nie wygasła. Jego miłosny wzrok także nigdy nie osłabł. Z daleka wypatrzył syna i pomimo swojego wieku oraz godności wybiegł na spotkanie biednego włóczęgi, aby z miłością i radością przywitać go w domu. Nie miał czasu, przynajmniej nie teraz, w tym momencie nowo odkrytej radości, na to, aby wysłuchać smutnych opowieści syna. Był to czas jedynie na miłość, radość i świętowanie. Przeszłość miała ulec całkowitemu zapomnieniu. Jego syn był z powrotem w domu – to było wszystko, czego pragnął.

Podejrzewam, że gdzieś w głębi każdy z nas powątpiewa w wartość siebie samego. Niezależnie od naszej przeszłości – czy mamy na swoim kącie jakieś okropne pomyłki, czy też po prostu mizerną, małą kolekcję ludzkich brudów, które są powszechnym udziałem każdego dziecka Bożego – powątpiewamy, czy rzeczywiście może być prawdą, że Bóg kocha mnie i mieszka w moim wnętrzu? Czy rzeczywiście pragnie być On moim przyjacielem? Czy rzeczywiście chce, abym ja był Jego bliskim przyjacielem?

To jest właśnie przyczyna, dla której Jezus opowiedział tę przypowieść. My wszyscy, w taki czy inny sposób, jesteśmy marnotrawcami (chociaż niektórzy z nas nie za bardzo się wysilają w tym marnotrawieniu). Jednak Bóg jest jeszcze większym marnotrawcą. W taki czy inny sposób wszyscy się zagubiliśmy. Jednak On przez cały czas był w domu – w nas – oczekując naszego powrotu.

Nadszedł czas, aby powrócić do domu.

Droga jest bardzo prosta.

Możliwe, że jest ona zbyt prosta. Wolimy coś naprawdę trudnego. Wtedy możemy poklepać się po plecach za dokonanie takiego wyczynu. (Znowu pojawia się ta fałszywa tożsamość!)

Jednak On powiedział: „Jeśli nie staniecie się jak małe dzieci, nie wejdziecie do Królestwa”.

Królestwo Boże jest w nas.

Wejdź do środka. Wróć do domu. Królestwo jest naszym domem. Jesteśmy dziećmi Króla.

Wewnątrz odnajdziemy miłość. Wewnątrz odnajdziemy pokój. Wewnątrz odnajdziemy naszą prawdziwą naturę, tę piękną osobę, którą Bóg kocha tak bardzo.

Wróć do domu, do siebie. Wróć do domu, do twego Boga. Wróć!