Zaproszenie do modlitwy


Dostępne rozdziały:

90 07336e4cff09 3. Związek

Powiedzieliśmy, iż spotkanie jest prawdziwe, pod warunkiem, że osoby są prawdziwe. Teraz dodajmy: i pod warunkiem, że żadna z nich nie będzie podawała się za drugą. Nasza mowa wyraża to dobrze. Człowiek otwiera swe serce i zamyka je. Nie mamy wszak dwóch serc: jednego dla siebie, drugiego dla Boga. To jedno i to samo serce otwiera się i zamyka dla nas i dla Niego. Kto kocha, ten zna Boga - mówi święty Jan (por. 1J 4,7-8). Znał Boga, bowiem kochając Go wiedział z doświadczenia, co to jest związek prawdziwy. Oraz, że Ten, który nawiązuje łączność i który sam jest Łącznością, to Duch Ojca i Syna. Tak jak człowiek, który usiłuje nawiązać prawdziwy kontakt - tym samym doświadcza Ducha Bożego. Nie mieszajmy „duchowości” tam, gdzie jej nie ma. Doświadczenie duchowe istnieje w każdym związku, poczynając od naszych związków międzyludzkich.

A więc do modlitwy przygotowujemy się lepiej o tyle, o ile zwiększymy nasze otwarcie na innych. „Blokady”, jakie stawiamy modlitwie, wynikają w większości przypadków z naszych trudności nawiązywania stosunków, co powinno budzić w nas czujność. Doznać uczucia, że się kocha lub, że się jest kochanym; dawać lub otrzymywać; być przywróconym samemu sobie dzięki czyjejś łasce lub utwierdzić kogoś wzrokiem; zaznać goryczy czyjejś nieufności i pęknięcia tego wrzodu dzięki przebaczeniu; płakać z powodu rozłąki i śmiać się ze szczęścia połączenia; powierzyć swą przyszłość czyjemuś słowu i czyjąś przyszłość oprzeć na własnej wierności... - są to właśnie doświadczenia związku, które sposobią nas do modlitwy.

Nasza epoka mnoży przeszkody porozumiewania się. Nie miejsce tu na ich analizowanie, trzeba jedynie stwierdzić, że obcowanie ludzi ze sobą - w dziedzinie seksu, pracy czy władzy - stało się bardziej powierzchowne, naskórkowe, a jednocześnie bardziej agresywne i gwałtowne. A każdy broni własnej kruchości. Rytm życia zawodowego, mieszkanie, środki komunikacji bardziej oddalają ludzi od siebie, niż ich skupiają. Zaś spotkania odbywają się coraz częściej przez urządzenia pośredniczące i pod presją zbiorowości, w świecie, który współzawodnictwo czyni coraz twardszym.

Ta atmosfera nie sprzyja bynajmniej ani dialogowi, ani zaufaniu, a co za tym idzie - także modlitwie. Jeśli ktoś uważa, że lepiej wie od innych, co oni chcą powiedzieć na dany temat, albo co należy myśleć -jego słowa budzą najczęściej irytację lub krytykę. Reakcje uczuciowe i proces woli burzą możliwość związku. Tak więc czyjaś wypowiedź staje się tylko okazją do potwierdzenia naszej własnej opinii, naszej wiedzy i kontynuowania samotnej rozmowy, która włącza tamtą wypowiedź w nasze własne rozumowanie. Dialog przestaje być wyjściem poza własną osobowość, usiłowaniem okazania chęci zrozumienia czyjegoś doświadczenia, a staje się wsłuchiwaniem w siebie. Zostaje ograniczony do monologu, do rozmowy wewnętrznej, w której - zamknięci w ciasnym światku - zadajemy pytania i sami na nie odpowiadamy.

Jakże więc rościć sobie prawo, by żyć z Zupełnie Nieznanym, Tym, którego myśli nie są naszymi myślami, skoro nie potrafimy współżyć z naszymi ludzkimi braćmi? Jak przystać na te pytania, na tę miłość, która zakłóca spokój? Przecież to Bóg naraża się, iż stanie się jedynie odbiciem naszych frustracji i drażliwości, a nasza modlitwa będzie dalszym ciągiem naszego wewnętrznego monologu. Dlatego Jezus ostrzega: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, ze brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5,23-24). Jeśli z mojej winy coś odpycha mego brata ode mnie, nie będę mógł się modlić. Nie można stawać przed Bogiem z jakąś urazą w sercu albo świadomie akceptując życie w niegodnych sytuacjach czy korzystanie z nich. Dwa nakazy - kochać Boga i swojego bliźniego - są tak ze sobą złączone, że niemożliwe jest pragnienie życia w modlitwie bez jednoczesnej pracy nad pojednaniem.

I to postępowanie, o którym Jezus mówi tutaj: ...idź, pojednaj się ze swym bratem - dotyczy nie tylko tego brata, którego widzę, mego sąsiada, współmałżonka, towarzysza pracy. Chodzi również o tego, którego nie widzę, ale z którym utrzymuję stosunki za pośrednictwem instytucji i struktur społecznych. Albowiem nasze związki „dalekie” zupełnie tak samo wymykają się Słowu Jezusa jak te „bliskie”. Jak - na przykład - wszystkie konflikty społeczne, ta strawa teraźniejszości i trucizna życia społecznego. Dziedzina „kolektywu” jest dziś określana przez relacje, ponieważ ludzie postrzegają, że mogą wprowadzić do niego zmiany. Rokowania, umowy, ugody - ten cały świat praw i obowiązków społecznych - stawia się do dyspozycji ludzi dobrej woli jako nowe pole, na którym jest zasiane Słowo Boga, gdzie robotnicy są najmowani do żniwa, gdzie głód i pragnienie sprawiedliwości prowadzą do pojednania. A wołanie proroka odzyskuje całą swą siłę: Wtedy przybędę do was na sąd i wystąpię jako świadek szybki przeciw uprawiającym czary i cudzołożnikom, i krzywoprzysięzcom, i uciskającym najemników, wdowę i sierotę, i przeciw tym, co gnębią obcych, a Mnie się nie lękają - mówi Pan Zastępów (Mt 3,5).

Dlatego modlitwa nie może - pod groźbą, że się wypaczy - odrywać się od świata naszych związków. To tam, gdzie Ojciec widzi w ukryciu (por. Mt 6,4), zakorzeniają się one wszystkie. Tam, gdzie otwieramy się lub zamykamy dla swego brata, jest właśnie miejsce obcowania z Bogiem.



 na początek strony